czwartek, 27 grudnia 2012

My precious!

W tym roku Mikołaj/Aniołek/Gwiazdor/Dzieciątko, no ktokolwiek według Was co roku 24-ego grudnia zasuwa po całym globie z podarunkami, był niezwykle hojny.

Prezentów uzbierało się nam około milion i wszystkie są wyjątkowo trafione: od szlifierki, przez perły, aż po upatrzone książki. 

Ale dziś jest post jednego zdjęcia - post jednego prezentu. Oto, czym zaskoczył i uradował mnie Mikołaj najbardziej:


Jak wiecie odkryłam ją na tydzień przed gwiazdką. Wzdychałam do niej na głos, owszem, ale ani przez sekundę nie przemknęło mi przez myśl, że znajdę ją w miejscu, gdzie powinna stać choinka. 

Mojemu zaskoczeniu i radości nie było końca. I już nie muszę się zastanawiać, czy rzeczywiście mi się podoba - kiedy ją zobaczyłam na żywo przepadłam bez reszty :-)

Filiżanka jest wykonana ręcznie przez projektantkę z Endesign, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, naprawdę świetna robota!

Noooo, Mikołajowi zdecydowanie należą się oficjalne podziękowania. DZIĘ-KU-JĘĘĘ :-)

niedziela, 16 grudnia 2012

Gryfne rzeczy.


Dziś krótko o tym, jak drogowcy pracujący nad nową nawierzchnią mogą w sposób pośredni, acz bardzo wyraźny zainspirować do prac domowo-przeróbkowo-twórczych.

Cofnijmy się nieco w czasie - jest listopadowy wieczór, wsiadam po pracy do auta i mknę ile sił pod maską, żeby po ciężkim dniu schronić się w bezpiecznym, umiarkowanie ciepłym gniazdku. Jadę sobie jadę, drogą szybkiego ruchu, jadę, jadę, aż nagle przestaję. Trzy pasy - wszystkie stoją. Światła samochodów stojących w korku wyglądają jak gigantyczna choinka przedwcześnie przygotowana na święta. W trzy sekundy można popaść w stan wysoce depresyjny. Na szczęście znajduję jeden plus tej sytuacji - korek zaczyna się na wysokości marketu budowlanego. Myślę - wejdę, przeczekam. Co prawda akurat niczego nie potrzebuję, ale przecież zawsze coś się znajdzie - połażę między regałami, a nuż coś się w głowie wykluje. I, o dziwo, wykluwa się. Z braku innego materiału, nad którym mogłabym się aktualnie pastwić, postanawiam odnowić mój ikeowski stołek bekvam, nabyty 3 lata temu, pomalowany w tamtym czasie niezdarnie białą farbą. Zgarniam więc z półki farbę, tym razem czarną (w końcu udało mi się nabyć wersję zapachową :-) i kulam się do domu, a w mojej głowie kula się "wizja".

Bardzo chciałam, żeby stopnie stołka były wzorzyste i kolorowe. Niestety talentu malarskiego posiadam dokładnie zero, nie mogłam więc własnoręcznie ozdobić stołka malunkami i musiałam uciec się do oklejenia go.

Do tematu podeszłam nie bez obaw - nie miałam jeszcze sposobności ozdabiać mebli w ten sposób. Generalnie nie pałam uczuciem do ozdabiania drewna papierem. A może nie pałałam do tej pory?
W każdym razie, wyszperałam papier do scrapbookingu, którego wzorzyste arkusze idealnie wpisywały się w mój ambitny plan: miało być kolorowo, wzorzyście, patchworkowo, ale spójnie.

Wyszło tak:



Stołek przed przemalowaniem z bieli na czerń jedynie delikatnie zeszlifowałam, wyrównując i matując, ale nie usuwając starej farby. I to nie było najrozsądniejsze rozwiązanie. Czarna farba na tyle ślizgała się na białej, zostawiając prześwity, że musiałam wszystko pomalować czterokrotnie. Ale za to jak teraz pachnie!

Jednak prawdziwa zabawa zaczęła się dopiero później. Wycinanie, docinanie, przeklinanie, klejenie, lakierowanie... spędziłam na tym wczoraj 7 h bez przerwy. Było to doświadczenie bardzo pouczające - dowiedziałam się, że przebywając tyle godzin właściwie w jednej pozycji można się nabawić zakwasów. Zaliczyłam więc niezły trening, dłubiąc to:






Nie wyszło idealnie, zawinił "czynnik ludzki" - cięłam to wszystko ręcznie - nożykiem do tapet, z pomocą nieco krzywej linijki. Powstało kilka mikro-szczelin, a ponieważ pierwsze dwie warstwy lakieru naniosłam pędzlem, całość pokrywa teraz faktura "od pędzla".

Efekt końcowy jest kolorowy, wesoły, nieco uroczy, czyli kompletnie do mnie nie pasuje :-) ale jestem zadowolona. Ze stołka. Z siebie. Była to próba mojej (nie)cierpliwości i jak na początek poradziłam sobie nieźle. Nie zadźgałam nikogo nożykiem :-D

W salonie pojawiło się, a także pojawi się w krótce jeszcze kilka nowości, ale dziś chciałabym pokazać jedną, bardzo skromną, a mianowicie "jamiołka":


Jamioł nie reprezentuje u nas co prawda żadnych wartości duchowych, a jedynie estetyczne, ale mimo to wydaje mi się bardzo cenny.

Urzekła mnie jego surowa, geometryczna forma, ale i pochodzenie jest nie bez znaczenia - został wykonany przez podopiecznego Bytomskiego Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom i Młodzieży Niepełnosprawnej (KLIK). Kupiłam jednego aniołka - na prezent, a następnego dnia wróciłam po kolejnego. Przyciągają!

I na koniec, skoro już jesteśmy przy urzekających formach, oto przedmiot dla którego straciłam głowę:


Filiżanki projektu ENDESIGN, które można kupić o tu. Wiem, że niektórym wydają się przerażające, ale ja zachorowałam i zapewne nie spocznę, dopóki jedna taka, z platynowym uszkiem nie trafi w me ręce. Szkoda, że list do Mikołaja już wysłany...

No to co? Do następnego!