Znacie to uczucie, kiedy jakaś myśl świdruje w Waszej głowie tak bardzo, jakby próbowała przeprowadzić na Was lobotomię?
Ja niestety znam, aż za dobrze. Właściwie każda myśl przewodnia, jaka mnie dopada, charakteryzuje się wyjątkową uporczywością. Drąży, wierci, świdruje tak, że aż fizycznie jest mi niedobrze, mam mdłości i muszę ją z siebie uwolnić.
Piszę o tym tutaj dlatego, że od kilku tygodni, miesięcy może, nękają mnie rozmyślania dotyczące urządzania wnętrz. Oczywiście, moje życie obfituje w treści obiektywnie istotniejsze, jednak to dom jest w ostatnim czasie tematem wiodącym. I przywiódł mnie on do pewnych bardzo konkretnych wniosków.
Niniejszą tyradę sponsoruje nowe zadanie, które majaczy mi gdzieś na horyzoncie. Będę musiała od nowa urządzić wszystkie pomieszczenia w domu.
I w tym miejscu zaczyna się podróż którą, jak sądzę, uwielbiamy najbardziej :-) planowanie, rozmieszczanie, wybieranie kolorystyki, poszukiwanie mebli, obmyślanie strategii.
Nie każdemu taka okazja zdarza się dwa razy na przestrzeni czterech lat, postanowiłam więc tym razem podejść do tematu naprawdę z głową. A może z dwiema, niech i Mąż Krzysztof wtrąci swoje trzy grosze.
Poniższą listę priorytetów popełniam, żeby uporządkować sobie ten obszar - pewnie będzie przydatna, kiedy w końcu przejdę z fazy głębokich rozmyślań do realizacji ;-) ale też dlatego, że może ktoś z Was ma podobne spostrzeżenia? A może zupełnie inne? Chętnie poczytam, co tam w Was drzemie.
Mój "pentalog".
Po pierwsze primo - ZASADNOŚĆ
To jedno z moich ulubionych słów. Komfortowo czuję się tylko wtedy, gdy wszystko dookoła mnie jest zasadne, tj. ma jasną przyczynę, cel, potrafię to wyjaśnić i uzasadnić. W przypadku wnętrz można, jako synonimu dla zasadności, użyć określenia "funkcjonalność".
Przeszkadza mi we wnętrzach wszystko, czego nie da się uargumentować. Lubię design, ładne przedmioty pobudzają u mnie wzrost endorfin, ale tylko wtedy, kiedy są użyte mądrze. I kiedy są naprawdę ładne.
Archiwalne zdjęcie poglądowe:
ZASADNOŚĆ - you're doing it wrong!
Jasne, dziś nie są to najnowsze trendy, ale w czasie, kiedy to zdjęcie powstało, można było odhaczyć listę "mast hewów".
Cotton ball lights - checked.
Wielki lampion - checked.
Własnoręcznie odnowiona ramka, użyta niezgodnie z pierwotnym przeznaczeniem - checked.
Stary, warsztatowy stołek - checked.
Żaden z powyższych przedmiotów nie pełni tu szczególnie istotnej funkcji, a z racji mojej nieudolności, nawet nie wyglądają zbyt dobrze.
Dziś część z bohaterów zdjęcia zadomowiła się w różnych kątach mieszkania, przyjęła ode mnie propozycje pracy i w końcu nabrała znaczenia.
Po drugie primo - CHARAKTER
Kolejną kluczową kwestia w tworzeniu swojej przestrzeni jest dla mnie odbicie we wnętrzu cech, natury, zainteresowań jego właściciela. Pompatycznie rzecz ujmując, prawdziwego JA.
To pewnie jeden z powodów, dla których nie do końca wierzę w instytucję dekoratora wnętrz (przynajmniej w odniesieniu do przestrzeni prywatnej), bo najbardziej przemawiają do mnie wnętrza, które wypływają z wewnętrza.
Archiwalne zdjęcie poglądowe:
CHARAKTER - you're doing it wrong!
Ta trudnej urody kompozycja nie mówi o nas nic. A przynajmniej nie mówi o nas nic zgodnego z prawdą. Bo tak: ani nie jesteśmy pluszowi, ani nie świecimy w ciemności, ani (wierzę w to głęboko), nie jesteśmy pozbawieni treści, jak ta ramka nieszczęsna.
A ja bym chciała, żeby nasze mieszkanie opowiadało o tym, że mamy swoje pasje, że kochamy nasze koty, że mamy poczucie humoru, że mamy dystans do świata i otwarte głowy, że dużo czytamy i prawie wcale nie gotujemy, że lubimy porządek, ale nie zawsze jest u nas czysto. Żeby nas było w nim więcej o wiele.
Po trzecie primo - SWOBODA
Luz, naturalność, dystans, margines błędu. W domu się mieszka. Tutaj muszę się czuć swobodnie, ale nie tylko ja. W moim domu przede wszystkim swobodnie muszą się czuć wszyscy jego mieszkańcy, a tuż za nimi nasi nieliczni goście.
Archiwalne zdjęcie poglądowe:
SWOBODA - you're doing it wrong!
Nie potrafię sobie wyobrazić mojego małżonka, dobrze odnajdującego się w przestrzeni pełnej falbanek, koronek, pasteli, czy jak na powyższym zdjęciu, jamiołków, świeczuń, misiaków. To zwyczajnie nie licuje. Zresztą, on mi to mówił, tylko ja w tamtym czasie byłam przekonana, że to jest jedyna słuszna droga. Moja droga.
Po czwarte primo - PRAWDA
Może to dlatego, że coraz mocniej jestem posunięta w latach, ale uwiera mnie sztuczność.
Jak płachta na byka, działają na mnie "stylizowany", "imitacja", "-podobny". Nie znoszę kafli, które udają, że są drewnem, komódek co to niby Ludwika widziały, cegły z marketu i styropianowych rozet.
Jak mieszkam w kamienicy, nie udaję, że mieszkam w pałacu.
Jak mieszkam w bloku, nie udaję, że mieszkam w wiejskiej chacie,
Jak mieszkam w wiejskiej chacie, nie udaję, że mieszkam w lofcie.
Znowu, według mnie, z każdego wnętrza można wyciągnąć "to coś", tylko trzeba pamiętać o spójności i pewnej konsekwencji, tylko wtedy będzie wiarygodnie i przekonująco.
Ja będę o to walczyć :-)
Po piąte primo-ultimo - POMYSŁ
O autorski pomysł niełatwo i dlatego fajnie, że mamy dostęp do niezliczonej ilości źródeł, z których możemy wyłowić coś, co ktoś, gdzieś, kiedyś już zrobił, a nam się podoba bardzo.
Niewielu wśród nas kreatorów, nie wszyscy musimy być twórczy, ja godzę się ze swoją odtwórczością, ale mimo wszystko chciałabym ją trzymać w ryzach.
Archiwalne zdjęcie poglądowe:
POMYSŁ - you're doing it wrong!
Ile osób mogłoby mieć taki kącik u siebie? Na ilu blogach moglibyście go zobaczyć? Czy nie musielibyście się zastanowić, kto jest jego autorem, bo od razu nie widać na pewno?
Ja ostatnio miałam problem z odszukaniem pewnego wnętrza, bo zawierało tak dużo "pozycji obowiązkowych", że miałam co najmniej pięć typów dotyczących tego, gdzie je widziałam.
Z moim zdjęciem jest podobnie. Jasne, teraz pewnie znalazłyby się na nim piórka, typografie (czyli napisy, po prostu, najczęściej niestety banalne), ożywczy dodatek w kolorze musztardy i klosze inspirowane niemieckimi roczniakami. Ale to nie przypadek, że wszystkim nam chodzą ostatnio po głowie szklane kopułki, łapacze snów, ozdobne taśmy klejące i czarne ściany. To kopia.
I ja się zaczęłam czuć w tym wszystkim bezwolna nieco, a potrzebuję odzyskać kontrolę.
Bo są trendy i są gotowe stylizacje, i ja chciałabym umieć wychwycić różnicę.
Czy mój wywód jest koszmarnie długi? Zdecydowanie tak.
Czy brzmię trochę jak nadęty bufon? Niewykluczone.
Czy mogłam sobie to darować? Pewnie mogłam ;-)
Ale mam nadzieję, że kiedy będę Wam pokazywać realizację mojej aktualnej wizji, powyższe znajdą tam zastosowanie i będzie się to wszystko kupy trzymać, a nie kupę przypominać.
A teraz kielona każdemu, kto dotrwał!
Dobrej i kolorowych,
EM