poniedziałek, 3 listopada 2014

Gabinet vol. 4 - drewno i przyjaciele.

Ku radości ogółu, zbliżamy się do końca gabinetowej sagi. Zostało nam do omówienia jeszcze kilka składowych, część z nich zawrę poniżej.

Długo zwlekałam z opisaniem najważniejszych dla mnie elementów gabinetu. Chyba wydawało mi się, że zbuduję suspens, ale wyszło jak zwykle. Rozwlekło mi się wszystko w czasie, część emocji i wspomnień zatarła, wszyscy jesteśmy już tym zmęczeni, bo ileż można?

Jednak nie mogę bez entuzjazmu wspomnieć o tym, co moim zdaniem stanowi największe "wow" całego projektu. O blacie.

Prawie każdy gabinet potrzebuje biurka. W każdym razie nasz potrzebował. Myślicie, że łatwo o ładne biurko? Jeśli tak, jesteście w mylnym błędzie.

W moim pomyśle biurko miało właściwie być tylko blatem - nie były tu potrzebne żadne szufladki, schowki, półki na dokumenty. Praca koncepcyjna, jaka miała się przy nim odbywać, wymagała jedynie komputera, telefonu, notatnika i ogromu natchnienia.

Ponieważ wiem, jak bardzo Mąż Krzysztof lubuje się w naturalnych materiałach, customowych projektach i przedmiotach z historią, bez większego namysłu swe kroki skierowałam do Czarów z Drewna. Na blogu i w sklepie odnaleźć można głównie mniejsze formy (ozdobne litery, tablice, podkładki, etc.), a moje otoczenie nie jest dla nich stworzone. Jednak od dawna czujnie śledzę poczynania Al. i wiedziałam, że nawet w większym formacie spod jej narzędzi wyjdzie dokładne odzwierciedlenie tego, co ja mam w głowie.

No i wyszło. Piękny blat ze starego, delikatnie szczotkowanego dębu.



Ustalenia z Al. rozciągnięte były na przestrzeni kilku miesięcy, sama realizacja, o ile dobrze pamiętam, to sześć tygodni.

Pod uwagę wzięta została każda moja wskazówka, każe moje chciejstwo, łącznie z tymi, co do których nie było pewności, że są możliwe :-)

Blacior dopracowany jest w najmniejszych szczegółach. Poniżej cudowne łączenia (kołacze mi się po głowie, że to "jaskółczy ogon", ale żaden ze mnie stolarz ;-)

Kiedy zobaczyłam blat po raz pierwszy na żywo, od razu go przytuliłam, a w drugim odruchu miałam ochotę przytulić Al.!



Żeby jednak nie było zbyt sielsko, blat dla przeciwwagi osadziłam na najprostszych, metalowych nogach z Ikei (Też uwielbiacie połączenie ciepła drewna i zimna metalu? I bet you do!).


Do tego wszystkiego motywujący i personalizujący całość cytat, et voila:



A przy biurku, nie mniej ważne od blatu - krzesło.

Krzesło dla odmiany pochodzi stąd: Trzy Puszki Farby i chociaż blat był wcześniej w mojej głowie, to krzesło było pierwsze w moim posiadaniu.

Miałam pewne obawy co do jego funkcjonalności i ergonomii, i przyznam szczerze, liczyłam się z tym,  że będzie pełnić raczej funkcję dekoracyjną, a w jego miejsce zmuszeni będziemy wstawić jakiś typowo biurowy koszmarek.

Jednak krzesło, pomimo swej wiekowości (prawdopodobnie lata 50-te XX w.), okazało się nadzwyczaj zmyślne i szalenie wygodne. Ma więcej możliwości regulacji, niż większość współczesnych foteli biurowych, na których miałam sposobność siadywać.

Nazwę ma może nie tyle wdzięczną, ile zadziornie brzmiącą:


Ale za to detale. Detale... Można im się oprzeć?



I mój absolutny faworyt - sprężyna amortyzująca:


Jedyny mankament, jaki widzę, ale z którym sobie poradzę, to lakier, którym zabezpieczone zostało krzesło. Delikatnie rozpuszcza się pod wpływem ciepła, co sprawia, że farfocelki z moich pluszowych, domowych spodni zgrabnie na nim osiadają, tworząc fantazyjne wzory ;-)

Bohaterowie drugoplanowi dzisiejszego wpisu to drobiazgi:


Torba, marketing której jest tak przemyślany, że i ja dałam się złapać (podwójnie! w sypialni stoi kolejna...), ale która pomimo swej wszechobecności wcale mi nie zbrzydła.


Kritters, mały nakręcany sprężyną robocik, który podarowałam mężowi na gwiazdkę kilka lat temu właśnie z przeznaczeniem "biurkowym", chociaż K. pracował wtedy zupełnie gdzie indziej. Teraz Kritters znalazł swój kawałek blatu i jest szczęśliwą garstką metalowych części.

To wszystko na dziś, żegnam się z Wami, a na pocieszenie dodam, że czeka na Was jeszcze tylko jeden wpis z gabinetowego cyklu. Bądźcie wytrwali :-)

EM

4 komentarze:

  1. Jest "efekt wow" zdecydowanie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak twierdzisz, bo jak wiemy, nie każde wnętrze wywołuje u Ciebie taką reakcję ;-)

      Usuń
  2. I krzesło i biurko wygladają extra, krzesła troszke zazdroszcze bo jest naprawdę cudowne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) a zajrzałam do sklepu i mają jeszcze jedno krzesło w bardzo podobnym klimacie: http://trzypuszkifarby.pl/home/produkt/17

      Usuń