niedziela, 16 grudnia 2012

Gryfne rzeczy.


Dziś krótko o tym, jak drogowcy pracujący nad nową nawierzchnią mogą w sposób pośredni, acz bardzo wyraźny zainspirować do prac domowo-przeróbkowo-twórczych.

Cofnijmy się nieco w czasie - jest listopadowy wieczór, wsiadam po pracy do auta i mknę ile sił pod maską, żeby po ciężkim dniu schronić się w bezpiecznym, umiarkowanie ciepłym gniazdku. Jadę sobie jadę, drogą szybkiego ruchu, jadę, jadę, aż nagle przestaję. Trzy pasy - wszystkie stoją. Światła samochodów stojących w korku wyglądają jak gigantyczna choinka przedwcześnie przygotowana na święta. W trzy sekundy można popaść w stan wysoce depresyjny. Na szczęście znajduję jeden plus tej sytuacji - korek zaczyna się na wysokości marketu budowlanego. Myślę - wejdę, przeczekam. Co prawda akurat niczego nie potrzebuję, ale przecież zawsze coś się znajdzie - połażę między regałami, a nuż coś się w głowie wykluje. I, o dziwo, wykluwa się. Z braku innego materiału, nad którym mogłabym się aktualnie pastwić, postanawiam odnowić mój ikeowski stołek bekvam, nabyty 3 lata temu, pomalowany w tamtym czasie niezdarnie białą farbą. Zgarniam więc z półki farbę, tym razem czarną (w końcu udało mi się nabyć wersję zapachową :-) i kulam się do domu, a w mojej głowie kula się "wizja".

Bardzo chciałam, żeby stopnie stołka były wzorzyste i kolorowe. Niestety talentu malarskiego posiadam dokładnie zero, nie mogłam więc własnoręcznie ozdobić stołka malunkami i musiałam uciec się do oklejenia go.

Do tematu podeszłam nie bez obaw - nie miałam jeszcze sposobności ozdabiać mebli w ten sposób. Generalnie nie pałam uczuciem do ozdabiania drewna papierem. A może nie pałałam do tej pory?
W każdym razie, wyszperałam papier do scrapbookingu, którego wzorzyste arkusze idealnie wpisywały się w mój ambitny plan: miało być kolorowo, wzorzyście, patchworkowo, ale spójnie.

Wyszło tak:



Stołek przed przemalowaniem z bieli na czerń jedynie delikatnie zeszlifowałam, wyrównując i matując, ale nie usuwając starej farby. I to nie było najrozsądniejsze rozwiązanie. Czarna farba na tyle ślizgała się na białej, zostawiając prześwity, że musiałam wszystko pomalować czterokrotnie. Ale za to jak teraz pachnie!

Jednak prawdziwa zabawa zaczęła się dopiero później. Wycinanie, docinanie, przeklinanie, klejenie, lakierowanie... spędziłam na tym wczoraj 7 h bez przerwy. Było to doświadczenie bardzo pouczające - dowiedziałam się, że przebywając tyle godzin właściwie w jednej pozycji można się nabawić zakwasów. Zaliczyłam więc niezły trening, dłubiąc to:






Nie wyszło idealnie, zawinił "czynnik ludzki" - cięłam to wszystko ręcznie - nożykiem do tapet, z pomocą nieco krzywej linijki. Powstało kilka mikro-szczelin, a ponieważ pierwsze dwie warstwy lakieru naniosłam pędzlem, całość pokrywa teraz faktura "od pędzla".

Efekt końcowy jest kolorowy, wesoły, nieco uroczy, czyli kompletnie do mnie nie pasuje :-) ale jestem zadowolona. Ze stołka. Z siebie. Była to próba mojej (nie)cierpliwości i jak na początek poradziłam sobie nieźle. Nie zadźgałam nikogo nożykiem :-D

W salonie pojawiło się, a także pojawi się w krótce jeszcze kilka nowości, ale dziś chciałabym pokazać jedną, bardzo skromną, a mianowicie "jamiołka":


Jamioł nie reprezentuje u nas co prawda żadnych wartości duchowych, a jedynie estetyczne, ale mimo to wydaje mi się bardzo cenny.

Urzekła mnie jego surowa, geometryczna forma, ale i pochodzenie jest nie bez znaczenia - został wykonany przez podopiecznego Bytomskiego Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom i Młodzieży Niepełnosprawnej (KLIK). Kupiłam jednego aniołka - na prezent, a następnego dnia wróciłam po kolejnego. Przyciągają!

I na koniec, skoro już jesteśmy przy urzekających formach, oto przedmiot dla którego straciłam głowę:


Filiżanki projektu ENDESIGN, które można kupić o tu. Wiem, że niektórym wydają się przerażające, ale ja zachorowałam i zapewne nie spocznę, dopóki jedna taka, z platynowym uszkiem nie trafi w me ręce. Szkoda, że list do Mikołaja już wysłany...

No to co? Do następnego!

12 komentarzy:

  1. Te stołko - schodki są niesamowite. WIdziałam je już w tylu odsłonach przeróbkowych i ciągle mnie zachwyca ich uniwersalność. Ten Twój bardzo wesoły :) lubię patchworki. A co do kubka mam mieszane uczucia :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że na bekvamy pomysłów są tysiące i właściwie chyba trudno je oszpecić :-)

      Kubeczki zapisałam sobie w ulubionych zakładkach i codziennie na nie zerkam, żeby się upewnić, czy mi nie odbiło i czy rzeczywiście je chcę :-D

      Usuń
    2. Ja swój kiedyś oszpecę! Ilekroć po niego sięgam tylekroć wale po SWOICH goleniach. Oddam mu kiedyś i tyle,o! Tylko gdzież on może mieć golenie????
      A będąc bliżej tematu... fajnie ten Twój wyszedł.
      Z filiżanki/kubka "wygodnie" się popija?

      Usuń
    3. Muszę się z Tobą zgodzić - te stołki potrafią być bardzo agresywne, ze szczególnym upodobaniem do ataków na dolne partie nóg (coś jak mój kot).
      Zamiast mu jednak oddawać, może pomaluj go ładnie i on wtedy z wdzięczności pohamuje swe mordercze instynkty?

      Do filiżanki nie odważyłam się wlać jeszcze nic poza moim bezustannym zachywtem ;-) Póki co stoi i cieszy.

      Usuń
    4. Jest pomalowany przecież pięknie!!! na czerwono. Tylko może on nie lubi czerwonego...
      To chyba jednak nie o to idzie, bo Twój dostał ładne wdzianko i? do stołkoczynów nadal przecież dochodzi...
      One chyba po prostu tak mają :(

      Usuń
    5. Haha, jakże sprytnie - czerwony, żeby nie było widać śladów krwi :-D Mój ostatnio spokojniejszy jakby, może się boi, że zniszczy nowe wdzianko ;-)

      Ostatecznie pozostaje Ci owinąć wszystkie jego nóżki grubą warstą włóczki, która zniweluje kanty i będzie stanowiła względną amortyzację.

      Usuń
  2. Aleś dała zdjęcie aniołka, chwilę się zastanawiałam, zanim się zorientowałam, gdzie on wisi. Ale już wiem! Na komodzie w sypialni, nieprawdaż?
    A mnie się kubki akurat podobają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. So close, so close! Komoda - owszem, ale w salonie :-) jeden z nowszych lokatorów.

      Usuń
  3. no nieźle się namęczyłaś z tym stołeczkiem, ale efekt zdecydowanie wart zakwasów :) świetnie wygląda ten patchwork:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziękował :-)
      Muszę przyznać, że jak stołeczek "odstał" kilka dni, utwardził się, to podoba mi się jeszcze bardziej :-) i zakwasy już minęły, to też może wpływać na postrzeganie.

      Usuń
  4. Witaj, jestem zafascynowana rzeczami które tworzysz masz niesamowity talent, wyczucie koloru, rewelacja! Pierwszy raz komentuje cos na blogu nawet mój mąż nie chce wierzyć:)przeglądając rożne strony w poszukiwaniu natchnienia trafilam tu, jestem laikiem i mam pare pytań:
    -gdzie kupujesz papier do scrabooking'u masz jakaś stronie na która warto zajrzeć.
    - czym dokładnie kleilas papier do drewna, czy najpierw potraktowalas drewno papierem sciernym??
    -czy ten papier jest wytrzymały nadaje się pod szybę na stol kuchenny??
    Z góry dziękuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :-)

      Jeśli chodzi o scrapbooking to ja też jestem laikiem, pierwszy raz (pomijając okres wczesnoszkolny ;-) bawiłam się papierem.

      Papier, którego użyłam to Rapakivi. Jeśli chodzi o klej, wykorzystałam klej do papieru i tektury Dragon (bo dostępny jest w marketach budowlanych :-) Drewno wcześniej szlifowałam, bo było pomalowane białą farbą, ale po pomalowaniu całości na czarno i przed przyklejaniem papieru nie szlifowałam ponownie.
      Ten papier, którego ja używałam jest gruby (coś jak blok techniczny), ale pod szybą nawet cienki papier będzie bezpieczny :-)

      Życzę dobrej zabawy, a może pochwalisz się gdzieś efektem? :-)

      Pozdrawiam,
      E.W.

      Usuń