Dawno, dawno temu, bo chyba w listopadzie, zjawił się u nas zupełnie niespodziewanie BRAT.
Byliśmy jego wizytą nieco zaskoczeni, ale oczywiście od razu wiedzieliśmy jak go ugościć.
Nadmienić tu muszę, że nie chodzi ani o rodzeństwo Konkubenta, ani moje, ponieważ oboje jesteśmy rozpieszczonymi, egoistycznymi, nie mającymi pojęcia o życiu jedynakami, zgodnie z powszechną opinią nt. jedynaków.
Brat, o którym mowa, to rodzeństwo delikwenta, którego już poznaliście, o tu.
Nie wiem, jaki ona ma w tym cel, zaczynam podejrzewać, że chodzi o szczerą sympatię, ale Szefowa po raz kolejny sprawiła mi wielką frajdę, obdarowując mnie poniższym:
Poza tym, koncepcja na jego odnowienie, jaka zrodziła się w mojej czarującej głowie, zupełnie nie przewidywała warstwy wstrętnego lakieru. Butelkowa zieleń nadana stołkowi fabrycznie, jakkolwiek vintage, również nijak nie wpisywała się w zamysł ogólny.
Przyszedł zatem czas na szlifowanie...
Pierwsza warstwa, jak zwykle, nie wyglądała imponująco, ale już przy trzeciej krycie można było uznać za pełne.
Przez jakiś czas zastanawiałam się nad wykończeniem drewna, jednak w wersji całkiem surowej podoba mi się najbardziej, toteż postanowiłam tak go zostawić. Nie przewidywałam dla taboretu żadnych ekstremalnych misji, można więc z dużym prawdopodobieństwem założyć, że temu pięknemu, surowemu i odświeżonemu drewnu nic nie grozi :-)
Po tym delikatnym liftingu stołek prezentuje się jak na załączonym obrazku:
Według mnie jest to bardzo przystojny stołek, który mógłby zawrócić w niejednej głowie i złamać niejedno serce, tym bardziej cieszę się, że postanowił zatrzymać się właśnie u nas :-)
Kiedy już skończyliśmy się nad nim pastwić, przyszło mi do głowy, że przypomina taborety "have a seat", które można nabyć np. tu, z tą różnicą, że nasz jest autentyczny, a nie stylizowany i nie kosztował tyle co fajne buty :-)
Po zakończeniu prac szumnie nazywanych renowacyjnymi, życie postawiło nas przed nowym problemem, mianowicie: gdzie taboret zainstalować? Znaleźliśmy mu ostatecznie jakiś kącik, ale o tym w następnym wpisie...
P.S. Czy Wasze koty również chodzą po ścianach?
Przed Państwem Zoja-Ścianokot
taboret świetny, u mnie pewnie zostałby w wersji zastanej ale taki świeżutki i czyściutki też bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńi całe szczęście, że moje koty nie skaczą po ścianach... na razie... :)
pozdrówka załączam :)
rozpieszczone i egoistyczne jedynaki - piękny lifting mu sprezentowaliście:):):)
OdpowiedzUsuńpiękny! i surowy i odnowiony :)
OdpowiedzUsuństołek, w rzeczy samej, bardzo przystojny :)
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego na Święta :)
pozdrowionka
przecudnej urody ten stoleczek!
OdpowiedzUsuń