poniedziałek, 21 lipca 2014

Mój mąż? Mój mąż z zawodu jest dyrektorem!



No, może nie dyrektorem, a kierownikiem. I nie z zawodu, tylko aktualnie. Ale piastuje to stanowisko w Bardzo Dużej Firmie i, póki co, robi to z bardzo dużym zapałem.

Są tej sytuacji plusy dodatnie i plusy ujemne. Do dodatnich można zaliczyć, pompatycznie rzecz ujmując, możliwość rozwoju i rzeczywistego wpływu na rynek, który jest konikiem mego oblubieńca. Do ujemnych natomiast, zwłaszcza z mojego punktu widzenia, fakt że 5 dni w tygodniu spędza on 400 km od domu.

Jest to sytuacja tymczasowa (tymczasem trwa od dziewięciu miesięcy) i kiedyś, docelowo, ma ulec zmianie i centrum dowodzenia mojego małżonka przeniesione zostanie na Jainty 8. Dlatego wyremontowany, pomniejszony pokój zarezerwowany został z myślą zrobienia z niego gabinetu, kiedy nadejdzie czas powrotu.

Jednak już teraz zdarza się, że Mąż Krzysztof jeden, czy dwa dni w tygodniu pracuje z domu. I, jak wynika z jego relacji, nie jest to najprostsze, na owłosionej kocią sierścią kanapie i z kotami w roli 'współpracowników'.

Dlatego też, kiedy w marcu zaczęłam się zastanawiać nad prezentem urodzinowym, na dosyć okrągłe urodziny lipcowe, postanowiłam, że zrobię mu niespodziankę i przygotuję miejsce do pracy.

Pamiętacie narożny?


Jak już wcześniej wspominałam, podczas remontu 'skurczył się' o kilka dobrych metrów. I zmienił szatę graficzną :-)
Teraz wygląda tak:


O szczegółach opowiem w kolejnych postach, bo właściwie każdy element był dla mnie przygodą i mogę kilka słów na jego temat powiedzieć.

Dziś napiszę tylko o głównej idei, zamyśle, jaki towarzyszył mi w procesie tworzenia.

Trochę jak z amerykańskim "something old, something new, something borrowed, something blue" i tu wyznaczyłam sobie kilka kluczowych punktów:

-miało być rowerowo, bo w końcu takie rzeczy będą tam się rodzić, ale nie ZBYT rowerowo, żeby nie wyszedł nam tematyczny pokój pirata,

-miało być inspirująco z pobudzeniem kreatywności, ale bez przeładowania, żeby przedmioty nie rozpraszały nadto uwagi,

-miało być customowo, bo małżonek lubi i ceni, zwłaszcza rzeczy robione ręcznie, dostosowane do użytkownika,

-miało być po męsku, bez żadnych babskich akcentów, kwiatuszków, ozdobniczków, wazoników, świeczuszek, bo to miejsce pracy chłopa ma być,

-ALE miało być w miarę lekko i energetycznie, niezbyt loftowo, żeby mózg był cały czas na obrotach, pobudzony do działania,

-miało być trochę klasyki designu, bo to zawsze cieszy i inspiruje,

-miało być trochę współczesnej lekkości, żeby całość odciążyć i żeby nie było zbyt snobistycznie,

-miało być kilka elementów ręcznie (prawie własno-) wykonanych, żeby nadać pomieszczeniu osobisty charakter,

-miało być odrobinę sentymentalnie, stąd kilka pamiątek,

-miało być tam nasze wspólne zdjęcie, bo na każdym kierowniczym biurku winno znaleźć się zdjęcie żony, nawet jeśli przebywa ona w pomieszczeniu obok ;-)

-miało być po Krzysiowemu.

Podsumowując, każdy element, który pojawił się w pokoju, przecedzony był przez moje myśli o Mężu Krzysztofie. Nic nie znalazło się tam tylko dlatego, że mnie się podoba, a K. niekoniecznie się przyda.



Zgodnie z reakcją i feedbackiem K., powyższe punkty udało mi się zrealizować, co potwierdziły słowa "gdybym był człowiekiem, który płacze, to bym się pewnie rozpłakał".



Poza tym, pokój okazany został w piątek wieczorem, a gdy wstałam w sobotę rano, zastałam K. siedzącego przy biurku i wysyłającego pracownicze maile, także chyba się prezent sprawdził :-)

I pomimo faktu, że pokój jest teraz naprawdę niewielki, udało mi się wydzierżawić jego część, na rozłożenie mojego kramu,



gdzie tym razem powstaje o wiele prostszy od poprzedniego zydelek, na który z niecierpliwością oczekuje sypialnia:


Tytułem wstępu do 'gabinetowych opowieści' chyba powyższe wystarczy.

Oczywiście jeszcze kilku rzeczy w pokoju brakuje, bo nie wszystko udało się zainstalować w jedno popołudnie, ale będą się sukcesywnie pojawiać i, mam nadzieję, kusić męża do powrotu :-)

To tyle na dziś, trzymajcie się, cześć!

2 komentarze:

  1. o kurcze, ale fajny prezent! tak sobie myślę, że mój chłop (fan rowerów) byłby zachwycony :) lepiej mu nie pokażę tych zdjęć, bo jeszcze się okaże, że z naszego wspólnego kąta do pracy będę musiała eksmitować babskie pierdoły a w ich miejsce wstawić ramę od roweru ;)))
    czekam niecierpliwie na kolejne posty i niezmiennie zazdroszczę Wam tych okien.
    pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że spokojnie możesz zdjęcia pokazać. Moim zdaniem taka rama potrafi być całkiem wdzięcznym elementem wystroju :-)

      A co do okien, to serio chciałabyś takie brudne okna? ;-) Może w końcu je umyję, bo póki co po remoncie jeszcze nie znalazłam na to czasu.

      pozdrawiam takoż

      Usuń