Czasem odzywa się we mnie sumienie (dziś z koleżanką z pracy ustaliłyśmy, że sumienie to to, co gniecie w brzuchu) i sprawia, że zadaję sobie pytanie, czy jestem dobrą żoną.
Wydawać by się mogło, że niewiele na to wskazuje, bo ani nie gotuję, ani nie utrzymuję domu w doskonałym porządku, ani w ogóle nie utrzymuję domu, a jedynie się do niego dokładam. Prasuję średnio, kanapek do pracy nie robię, krawatów nie poprawiam, zrzędzę, marudzę, wymądrzam się i żądam uwagi.
A jednak, pomimo wszystkich powyższych, zostałam przez osobę spoza naszego małżeństwa okrzyknięta żoną dobrą.
Do rzeczy. Gabinet dzieli się na dwie strony, stronę lewą i stronę pozostałą. Ze stroną lewą mieliście okazję zaznajomić się przy okazji poprzedniego wpisu, stronę pozostałą przedstawię dziś.
Tadam.
Na stronę tę składa się zaledwie kilka elementów, w tym:
a) dwie wierne, doświadczone już przez życie, komody Malm z Ikei, które przeprowadziły się tu z sypialni - wcześniej były komodami "jej" i "jego", teraz obie są "jego" i stoją na straży porządku (hahaha) w ciuchach rowerowych Męża Krzysztofa,
b) plakat z welodromem (no przecież nie aparatem słuchowym), który przywędrował stąd,
c) periodyki małżonka,
d) rama. Raaaaaaama.
Ja wiem o niej tyle, że była pierwszą ramą szosową K., że jest pęknięta pod główką, że była czarno-żółta i wreszcie, że jakiś rok temu Mąż Krzysztof bardzo nieudolnie jął ją pozbawiać farby, przy pomocy Scansolu.
Chciałam ją przedstawić bardziej 'profi', poprosiłam więc K. o szerszy opis, uwzględniający cechy charakterystyczne. Nie wiedząc, że dojdzie do publikacji, małżonek napisał:
Giant TCR ONCE edition
Ficzersy, że była lekka bardzo jak na swoje czasy i miała nowoczesną geometrię. No i była zawodnicza bo tabsy na numer startowy.
I w ogóle jest retro-cool.
No.
To make a long story short, wydobyłam tę bidną, na wpół oskrobaną z farby ramę i poprosiłam S., żeby ją przekazał w zaufane ręce do piaskowania. I tu właśnie wchodzę ja, jako dobra żona!
Mąż Krzysztof zaczął opowiadać koledze, jak to 'jego żona w ramach prezentu urodzinowego wypiaskowała jego tcr once i umieściła...', na co kolega: Czekaj! Jak ja słyszę w jednym zdaniu 'żona' i 'piaskowanie', to musi być zajebista żona!
Koniec cytatu :-)
I co? Miało być o stronie pozostałej, a jest o mnie. Ale z dwojga złego: wolicie o mnie, czy o rowerach? O sobie wiem więcej ;-)
Off topic: tak się do Was zwracam, jakby Was była armia cała, a w rzeczywistości jest garstka, garść może. I czasem sobie myślę, że może chciałabym, żeby Was było więcej. A innym czasem się zastanawiam po co tu jestem i do czego mi to potrzebne?
Nie aspiruję do zostania blogerką roku, czy blogerką w ogóle. Nie liczę na udział w targach, zjazdach, warsztatach, spotkaniach - to nie moje podwórko. Blog nijak nie wiąże się z moją pracą i nie zwiąże się nigdy, bo nie jestę dizajnerę, niestety.
Dziś myślę, że jestem tu dlatego, że mam za mało do powiedzenia, żeby książki pisać. A coś pisać muszę. Ale niewykluczone, że jutro pomyślę coś zupełnie innego ;-)
Wasza E.
Ewo, pisz jak najczęściej ! Bardzo lubię cię czytać. I oglądać twoje zdjęcia, pomysły i rewelacyjne łupy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Garstka z dużej garści :)
Ania.
Eve, piszesz wspaniale. Podziwiam :) Więc nie ma co się zastanawiać.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńjeszcze nie gotujesz?????
hmmm a może po prostu masz dobrego męża;)
no i dobrze, że tu jesteś :) wreszcie jakaś bratnia dusza, która też ma szurniętego na punkcie rowerów męża, która też musi oddawać swoją komodę, na rzecz ciuchów rowerowych i która sprawia, że gniecie mnie w brzuchu, bo ja ram nie piaskuję i zrzędzę, że 6 rowerów (z czego tylko połowa na chodzie) i dwa razy tyle kompletów różnych kół, to jednak przesada ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!