wtorek, 25 listopada 2014

Wnętrza - I'm doing it wrong.

Znacie to uczucie, kiedy jakaś myśl świdruje w Waszej głowie tak bardzo, jakby próbowała przeprowadzić na Was lobotomię?

Ja niestety znam, aż za dobrze. Właściwie każda myśl przewodnia, jaka mnie dopada, charakteryzuje się wyjątkową uporczywością. Drąży, wierci, świdruje tak, że aż fizycznie jest mi niedobrze, mam mdłości i muszę ją z siebie uwolnić.

Piszę o tym tutaj dlatego, że od kilku tygodni, miesięcy może, nękają mnie rozmyślania dotyczące urządzania wnętrz. Oczywiście, moje życie obfituje w treści obiektywnie istotniejsze, jednak to dom jest w ostatnim czasie tematem wiodącym. I przywiódł mnie on do pewnych bardzo konkretnych wniosków.

Niniejszą tyradę sponsoruje nowe zadanie, które majaczy mi gdzieś na horyzoncie. Będę musiała od nowa urządzić wszystkie pomieszczenia w domu.

I w tym miejscu zaczyna się podróż którą, jak sądzę, uwielbiamy najbardziej :-) planowanie, rozmieszczanie, wybieranie kolorystyki, poszukiwanie mebli, obmyślanie strategii.

Nie każdemu taka okazja zdarza się dwa razy na przestrzeni czterech lat, postanowiłam więc tym razem podejść do tematu naprawdę z głową. A może z dwiema, niech i Mąż Krzysztof wtrąci swoje trzy grosze.

Poniższą listę priorytetów popełniam, żeby uporządkować sobie ten obszar - pewnie będzie przydatna, kiedy w końcu przejdę z fazy głębokich rozmyślań do realizacji ;-) ale też dlatego, że może ktoś z Was ma podobne spostrzeżenia? A może zupełnie inne? Chętnie poczytam, co tam w Was drzemie.

Mój "pentalog".

Po pierwsze primo - ZASADNOŚĆ

To jedno z moich ulubionych słów. Komfortowo czuję się tylko wtedy, gdy wszystko dookoła mnie jest zasadne, tj. ma jasną przyczynę, cel, potrafię to wyjaśnić i uzasadnić. W przypadku wnętrz można, jako synonimu dla zasadności, użyć określenia "funkcjonalność".

Przeszkadza mi we wnętrzach wszystko, czego nie da się uargumentować. Lubię design, ładne przedmioty pobudzają u mnie wzrost endorfin, ale tylko wtedy, kiedy są użyte mądrze. I kiedy są naprawdę ładne.

Archiwalne zdjęcie poglądowe:


ZASADNOŚĆ - you're doing it wrong!

Jasne, dziś nie są to najnowsze trendy, ale w czasie, kiedy to zdjęcie powstało, można było odhaczyć listę "mast hewów".

Cotton ball lights - checked.
Wielki lampion - checked.
Własnoręcznie odnowiona ramka, użyta niezgodnie z pierwotnym przeznaczeniem - checked.
Stary, warsztatowy stołek - checked.

Żaden z powyższych przedmiotów nie pełni tu szczególnie istotnej funkcji, a z racji mojej nieudolności, nawet nie wyglądają zbyt dobrze.

Dziś część z bohaterów zdjęcia zadomowiła się w różnych kątach mieszkania, przyjęła ode mnie propozycje pracy i w końcu nabrała znaczenia.

Po drugie primo - CHARAKTER

Kolejną kluczową kwestia w tworzeniu swojej przestrzeni jest dla mnie odbicie we wnętrzu cech, natury, zainteresowań jego właściciela. Pompatycznie rzecz ujmując, prawdziwego JA.

To pewnie jeden z powodów, dla których nie do końca wierzę w instytucję dekoratora wnętrz (przynajmniej w odniesieniu do przestrzeni prywatnej), bo najbardziej przemawiają do mnie wnętrza, które wypływają z wewnętrza.

Archiwalne zdjęcie poglądowe:


CHARAKTER - you're doing it wrong!

Ta trudnej urody kompozycja nie mówi o nas nic. A przynajmniej nie mówi o nas nic zgodnego z prawdą. Bo tak: ani nie jesteśmy pluszowi, ani nie świecimy w ciemności, ani (wierzę w to głęboko), nie jesteśmy pozbawieni treści, jak ta ramka nieszczęsna.

A ja bym chciała, żeby nasze mieszkanie opowiadało o tym, że mamy swoje pasje, że kochamy nasze koty, że mamy poczucie humoru, że mamy dystans do świata i otwarte głowy, że dużo czytamy i prawie wcale nie gotujemy, że lubimy porządek, ale nie zawsze jest u nas czysto. Żeby nas było w nim więcej o wiele.

Po trzecie primo - SWOBODA

Luz, naturalność, dystans, margines błędu. W domu się mieszka. Tutaj muszę się czuć swobodnie, ale nie tylko ja. W moim domu przede wszystkim swobodnie muszą się czuć wszyscy jego mieszkańcy, a tuż za nimi nasi nieliczni goście.

Archiwalne zdjęcie poglądowe:



SWOBODA - you're doing it wrong!

Nie potrafię sobie wyobrazić mojego małżonka, dobrze odnajdującego się w przestrzeni pełnej falbanek, koronek, pasteli, czy jak na powyższym zdjęciu, jamiołków, świeczuń, misiaków. To zwyczajnie nie licuje. Zresztą, on mi to mówił, tylko ja w tamtym czasie byłam przekonana, że to jest jedyna słuszna droga. Moja droga.

Po czwarte primo - PRAWDA

Może to dlatego, że coraz mocniej jestem posunięta w latach, ale uwiera mnie sztuczność.

Jak płachta na byka, działają na mnie "stylizowany", "imitacja", "-podobny". Nie znoszę kafli, które udają, że są drewnem, komódek co to niby Ludwika widziały, cegły z marketu i styropianowych rozet.
Jak mieszkam w kamienicy, nie udaję, że mieszkam w pałacu.
Jak mieszkam w bloku, nie udaję, że mieszkam w wiejskiej chacie,
Jak mieszkam w wiejskiej chacie, nie udaję, że mieszkam w lofcie.

Znowu, według mnie, z każdego wnętrza można wyciągnąć "to coś", tylko trzeba pamiętać o spójności i pewnej konsekwencji, tylko wtedy będzie wiarygodnie i przekonująco.
Ja będę o to walczyć :-)


Po piąte primo-ultimo - POMYSŁ

O autorski pomysł niełatwo i dlatego fajnie, że mamy dostęp do niezliczonej ilości źródeł, z których możemy wyłowić coś, co ktoś, gdzieś, kiedyś już zrobił, a nam się podoba bardzo.

Niewielu wśród nas kreatorów, nie wszyscy musimy być twórczy, ja godzę się ze swoją odtwórczością, ale mimo wszystko chciałabym ją trzymać w ryzach.

Archiwalne zdjęcie poglądowe:



POMYSŁ - you're doing it wrong!

Ile osób mogłoby mieć taki kącik u siebie? Na ilu blogach moglibyście go zobaczyć? Czy nie musielibyście się zastanowić, kto jest jego autorem, bo od razu nie widać na pewno?

Ja ostatnio miałam problem z odszukaniem pewnego wnętrza, bo zawierało tak dużo "pozycji obowiązkowych", że miałam co najmniej pięć typów dotyczących tego, gdzie je widziałam.

Z moim zdjęciem jest podobnie. Jasne, teraz pewnie znalazłyby się na nim piórka, typografie (czyli napisy, po prostu, najczęściej niestety banalne), ożywczy dodatek w kolorze musztardy i klosze inspirowane niemieckimi roczniakami. Ale to nie przypadek, że wszystkim nam chodzą ostatnio po głowie szklane kopułki, łapacze snów, ozdobne taśmy klejące i czarne ściany. To kopia.

I ja się zaczęłam czuć w tym wszystkim bezwolna nieco, a potrzebuję odzyskać kontrolę.

Bo są trendy i są gotowe stylizacje, i ja chciałabym umieć wychwycić różnicę.


Czy mój wywód jest koszmarnie długi? Zdecydowanie tak.
Czy brzmię trochę jak nadęty bufon? Niewykluczone.
Czy mogłam sobie to darować? Pewnie mogłam ;-)

Ale mam nadzieję, że kiedy będę Wam pokazywać realizację mojej aktualnej wizji, powyższe znajdą tam zastosowanie i będzie się to wszystko kupy trzymać, a nie kupę przypominać.

A teraz kielona każdemu, kto dotrwał!

Dobrej i kolorowych,
EM


13 komentarzy:

  1. 3xTAK czyli zgadzam się większej wiekszości. pamiętasz jak xlat temu marudziło się, że ludzie mają w domach tak samo i brzydko - pseudo perskie dywany, mebloscianki, dziergane serwetki i firany w łabędzie. potem doszedł do tego kolor ścian Magnolia, bary pomiędzy kuchnią i pokojem a także łuki. jak jest teraz? ano może ładniej ale znowu WSZĘDZIE IDENTYCZNIE. wspomiane przez ciebie nędzne typografie albo, to moja obsesja, identyczne pokoje dla dzieci (na pewno wiesz, naklejki na ścianach, półka ribba z wystawką książek i ręcznie szyte pluszaki..). już nie mogę na to patrzec (choć pewno sama popełniłam parę grzechów tego typu..). i właśnie dlatego, że zdanie masz podobne, to będę cię czytać :) i wypatrywać powiewu nowości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zawsze było tak, że takie trendy rozprzestrzeniały się jak zaraza - Ty mówisz o meblościankach, ale nie sięgając tak daleko, tylko powiedzmy trzy, cztery lata wstecz, królowały kuchnie zebrano i meble "wenge z MDFu", a do tego wszystkiego przecudnej urody "makarony" w oknach :-)

      I w sumie moja werbalizacja tych obserwacji nie ma na celu wytykania kogoś palcami, tylko właśnie zwrócenia uwagi, czy przypadkiem sama nie dałam się wciągnąć w wir poduszek z jelonkami z Biedronki (aktualny hit w PL).

      Na Twój wpis o typografiach trafiłam trochę po napisaniu powyższego, ale faktycznie - spojrzenie mamy podobne :-)

      EM

      Usuń
  2. Też jestem na tak, sama bym tego lepiej nie ujęła. Wolę wnętrza kiczowate czy nawet "fajansiarskie" byleby indywidualne i coś mówiące o mieszkańcach niż wnętrza aktualnie modne i u wszystkich jednakowe.Drażni mnie też nagminne chowanie wszystkiego do szafek, komódek itd, zwłaszcza w kuchniach. Cóż jest skandalicznego w połówce cytryny na stole czy zostawionym słoiku dżemu? Pani wyżej komentujące tez dobrze pisze. Podnoszę kielona, jestem zadowolona i czytam dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to polewam w takim razie :-)

      Jeśli chodzi o wnętrza jak z taśmy w jakiejś fabryce, może nie tyle mnie one złoszczą, czy mi przeszkadzają, bo oczywiście każdy mieszka tak, jak mu odpowiada i w świece jest miejsce zarówno dla tych, o których piszesz, czyli kiczowatych i nieprzemyślanych, jak i dla tych wypełnionych szarymi gwiazdkami, poduszkami z napisami, itd.

      Tylko jakoś tak mnie uderzył fakt, ile uwagi i wręcz uwielbienia poświęca się tym drugim, a często wnętrza na które naprawdę ktoś miał pomysł, albo takie, które rzeczywiście eksponują sztukę, a nie kolejny plakat z miłością w tle, są pomijane i niezauważane.

      A to powoduje też, że kiedy ktoś szuka inspiracji i jest bombardowany tym "szablonem", bardzo łatwo może zatracić kreatywność. I od tego chciałabym się uchronić :-)

      Pozdrawiam i zapraszam ponownie.

      EM

      Usuń
  3. Dodam tylko,że "zatracić kreatywność..." to obawa, która nęka szczęśliwie wybranych:-D. Myślę,że "szkodliwość" zjawiska jest większa. Powoduje w masie nie tyle ww. lęk co raczej miłe poczucie przynależności do grupy pławiącej się w atmosferze samopompującej się aprobaty. To ogłusza, oślepia i słodko otumania. Nakręca też kółka wzajemnej adoracji :-D
    Żaden ze mnie dizajner, że zaznaczę. Mam tzw. "zwykłe" mieszkanie, w którym realizuję sobie od niechcenia, w zakresie na jaki mogę sobie pozwolić, i po swojemu, mój osobisty spis, nieponumerowany. Dotąd raczej w postaci wyskakujących ad hoc okienek niż tablic. Po raz pierwszy, w jednym kawałku, ujrzałam go wczoraj, tutaj; nie będę go sobie ozdobnie drukować i nigdzie go nie przylepię bo , o dziwo, znam go nie od wczoraj. Będę za to z ogromną ciekawością i przyjemnością śledzić Twoje poczynania. Na kielona też bym się chętnie załapała :-D
    Pozdrawiam.
    nowa_A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kółka wzajemnej adoracji, powiadasz... Tak, może bałam się to zwerbalizować, ale jest to jedna z ostatnich obserwacji. Kiedy cała rzesza kobiet urządza mieszkania bardzo podobnie, nietrudno o fontannę komplementów, bo skoro pani X ma takie wnętrze jakie ja stworzyłam, to musi być super. Genialne umysły myślą podobnie ;-)

      I szczerze? Kiedy to do mnie dotarło, przestałam się martwić, że może mojego bloga nikt nie czyta, bo rzadko ktoś komentuje. A wytłumaczenie jest proste - nie jestem tak wybitna i nowatorska, żeby porwać tłumy, ale najwyraźniej nie jestem też wystarczająco "podobna", żeby przebić się do kliki. I dobrze, i z takim odkryciem mi dobrze :-)

      Pozdrawiam Cię, A.

      Usuń
  4. Pod wszystkimi primo i całą resztą podpisuję się, czym się da, i jeszcze pogrubiam to podpisanie. Gwiazdki, homy i lejonki (nie mówiąc o falbankach, koronkach, prowansjach tam, gdzie nie ich miejsce) - brak weny, samodzielności ? Oj trudna ta sztuka, ale nauczalna, a w każdym razie spróbować warto.
    Pozdrawiam Małgośka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, tak! Gwiazdki i ekipa... Zaczęłam się mocno zastanawiać, dlaczego właśnie takie obiekty stanowią dekoracje w domach dorosłych ludzi. Od dawna zdarzało mi się, oglądając niektóre wnętrza, odnieść wrażenie, że wyglądają jak domki dla lalek.

      Wydawało mi się, że chodzi o przestylizowanie, ale teraz wiem, że problemem jest też infantylność tych dekoracji. Ale wiem, że kiedy zewsząd jesteśmy takimi przedmiotami bombardowani, to niełatwo się im oprzeć.

      Sama jednak zawsze "ślinię się" na widok wnętrza, w którym właścicielowi udało się wyeksponować sztukę (obraz, rysunek, rzeźbę?), chociaż nie jestem koneserem i nie znam się wcale. Nigdy natomiast nie zachwyciło mnie naprawdę wnętrze wypełnione drewnianymi domkami, podusiami w gwiazdki i ceramicznymi jelonkami. Ale to jestem ja.

      Usuń
  5. Mądrze piszesz:)
    Wszystkie owe "prima" są ważne ale dla mnie chyba ostatnio najważniejsza jest konsekwencja właśnie.
    Może tak, chciałabym by była najważniejsza i sukcesywnie do tego dążę ;)
    1) Oczywiście muszę się też dobrze czuć w stworzonej przez siebie przestrzeni.
    By było przytulnie ale by jednocześnie też nie przegiąć z ową przytulnością. Coraz bardziej rozumiem, że czasami mniej znaczy lepiej.
    2) Wnętrze musi być funkcjonalne nie przeładowane wszelkim dobrodziejstwem zbieranym przez lata.

    Oczywiście bardzo ważne jest by nie iść ślepo za trendami co z pozoru do łatwych nie należy. Bo modnie, bo teraz większość tak "aranżuje" itd. itp.:)

    Pozdrawiam,
    Ewelina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że na prowadzenie zawsze wysuwa się to "primo", z którym akurat mamy największy problem ;-)

      W kwestii konsekwencji, jeśli chodzi o gruntowne zmiany, sądzę, że fajnie wcześniej zacząć obmyślać plan. Wiadomo, jak to u kobiety, koncepcje zmienią się milion razy i dobrze do tego miliona dobić zanim rozpocznie się realizację.

      Możliwości aranżacji są nieskończone, ale na coś się trzeba zdecydować, więc dobrze mieć z góry jakiś plan i się go trzymać, w przeciwnym razie możemy skończyć biegając z kąta w kąt i krzycząc "tu zrobię takie te, a tu zrobię takie te" i wyjdzie niezły miks :-)

      Usuń
  6. Ja co chwila zachwycam się jakimiś wnętrzami, w których mieszkają inni ludzie i z całą pewnością za często się nimi inspiruję, ale z drugiej strony wiem, że choć ich styl bardzo mi się podoba, to ja na co dzień nie mogłabym tak mieszkać. Nie ustawię sobie wystawki z lampionów na parapecie, nie położę patchworka w sypialni i nie pozbędę się kolorów na rzecz wszędobylskiej bieli i szarości. Bo to nie ja, nie mój charakter. Z pewnością podążam w jakiś sposób za trendami, ale raczej wyciągam z nich to, co mi pasuje, a nie biorę wszystko bezkrytycznie. A może tak mi się tylko wydaje?
    Twój wpis daje do myślenia. Polewaj ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem właśnie o to chodzi, żeby wybierać z otaczających nas inspiracji to, co najciekawsze i najbardziej do nas pasujące, i układać w spójną całość.

      Sama zauważyłam, że to zadanie stało się dla mnie trudniejsze, kiedy mocniej wsiąknęłam w "blogowy światek". Bo to taka machina, w której niestety ciągle miele się to samo i ludzie robią się w pewien sposób "zaprogramowani", bo czerpią z jednego źródła.

      W tym roku jakoś najbardziej rzuciły mi się w oczy dekoracje uwzględniające piórka (piórka w ramkach, piórka pod kloszami, itd.) To moim zdaniem są obiektywnie ładne rzeczy, ale dlaczego zalały blogi akurat w tym roku? Czy w zeszłym roku, albo dwa lata temu żaden ptak nie stracił żadnego pióra? Ano nie, w tym roku jakaś trendsetterka zrobiła pierzastą kompozycję i fruuuu, poszło w świat. To samo możemy napisać o czarnych ścianach, napisach-girlandach, o cotton ball lights ze wstydu, jako posiadaczka, nawet nie wspomnę.

      I takich przykładów jest więcej. Jak te wszystkie przewijające się ostatnio przez różne blogi hasła dotyczące designu - jak choćby plakat, który masz w swojej łazience ;-) jest bardzo zabawny i Tobie udało się go świetnie umieścić w kontekście, szkoda tylko, że nie jest choć trochę unikatowy w tym środowisku. Nie mówię już o tym, że w większości przypadków mają one na celu ukazanie swojego dystansu do kwestii urządzania wnętrz i designu, a trafiają do miejsc, które stanowią zaprzeczenie rzeczonego.

      A przecież w sieci można znaleźć naprawdę mnóstwo fajnych, ciekawych plakatów/rysunków itd. Więc dlaczego ludzie nie chcą poszperać i znaleźć czegoś ciekawszego niż plakat z Kapibary? A może stworzyć coś swojego, co pasuje do nich bardziej niż cokolwiek innego? Bo łatwiej sięgnąć po to, co ktoś nam podsunął pod nos.

      I żeby jasne było, ja nikogo nie oceniam, bo to nie moja rzecz. Ja się nad tym wszystkim zastanawiam tylko dlatego, że nie chcę dać się wciągnąć w ten wir wtórności. A przynajmniej dlatego, że usiłuję się z niego wydostać ;-)

      Usuń
    2. I jeszcze dodam tylko, że ostatnio wynurzyłam na jakiś czas głowę z tych mętnych wód szaro-biało-typograficznych inspiracji i od razu mi lepiej. Odetchnęłam kilka razy głęboko i czuję, że moje nowe plany i wizje są świeższe niż to co miałam w głowie do tej pory, mniej nacechowane trendami, bardziej moim chciejstwem :-)

      Usuń