Mamy w domu kilka ścian. Znakomita ich większość jest biała, a dołączą do nich kolejne.
Bo trzeba Wam wiedzieć, że biel uważam za kolor nadrzędny, kolor-joker zastępujący wszystkie kolory, szczególnie we wnętrzach.
Ale biel, którą kocham, to bardzo konkretna biel.
Nie może to być, w żadnym razie, biel nadmiernie koronkowa, falbaniasta i zawiła.
Tym bardziej nie może to być biel futurystyczna, metalowa i szklana.
Biel, w której oddycha mi się najlepiej jest prosta, surowa, niezobowiązująca, naturalna i, przede wszystkim ze względu na to ostatnie, swobodna.
I w taką właśnie biel ubieram nasze mieszkanie. Napawam się tymi białymi ścianami, kojarząc je z ukochanymi lodami śmietankowo-śmietankowymi. Przyszedł jednak czas, by zacząć je, te ściany, zagospodarowywać.
Za ścianę strategicznie najważniejszą uważam tę za sofą. Długo nie mogłam się zdecydować, w czym będzie jej najlepiej, ale chyba już wiem. I właśnie w związku z tą wizją, w naszej dziewiczej ścianie pojawiły się pierwsze dziury.
Moment wiercenia był prawdziwą chwilą grozy, ponieważ na popełnienie błędu nie było żadnego marginesu, nawet milimetra.
Po trzech udanie wywierconych otworach stwierdziliśmy już z Konkubentem (i z ulgą), że jeśli czwarty się nie uda, po prostu przykleimy tam łebek śruby. I pewnie ze względu na ten komfort psychiczny udało się idealnie wywiercić otwór, ostatni.
Lampa mogła zawisnąć!
Oto właśnie sprawca całego zamieszania - upolowana jakiś czas temu lampa "nożycowa", która wyciągała do nas swoje ramię, mówiąc "jestem Wasza, jestem Wasza". No i jest :-)
Ale jej zakup nie był spontaniczny i podyktowany fanaberią jedynie, o nie! Lampa była nam potrzebna w stopniu znacznym, ponieważ na prawym końcu kanapy nie dało się czytać. A teraz się da :-)
Panie i Panowie, niniejszym ogłaszam ubieranie ściany za rozpoczęte.
Tak rzeczona ściana wygląda obecnie:
Ale już niedługo przestrzeń śródlampowa zacznie się wypełniać, czego świadkiem zapewne się staniecie. Sesesesese :-)
Do zobaczenia wkrótce!
P.S. Jako bonus Zoja-Kot nadzorująca prace prosto z reklamówki :-)
I ja się "zobowiązuję" wpadać, ale czasu mało bardzo ostatnio. na wszelki wypadek dodaję do odwiedzanych ;)
OdpowiedzUsuńBędzie mi bardzo miło Cię tu gościć, jak tylko znajdziesz chwilę :-)
Usuńże też do mnie żadna tak ramienia tudzież innej części nie wyciągnęła ...tylko musiałam swoje po prostu zakupić ;) świetna i bardzo użyteczna ....a czymże zapełni się ta przestrzeń śródlampowa?
OdpowiedzUsuńNie bądź drobiazgowa, Lasche ;-) zapewne Twoje lampy co najmniej do Ciebie mrugały, jeśli nie wyciągały ramion!
UsuńA "przeszczeń", jak sądzę, zostanie wypełniona galeryją osobliwości :-) Muszę tylko skompletować odpowiednią ilość ramek, a później hulaj dusza...
Dobrze mieć kociego nadzorcę, wtedy wszystkie prace upiększające naszą przestrzeń wychodzą znacznie lepiej.;-)
OdpowiedzUsuńależ masz przestrzeń! zapisałam już bloga do bloglovin i zapowiadam częste odwiedziny :)
OdpowiedzUsuńNiech skonam, sczeznę, przejdę do historii, do lamusa lub cokolwiek innego...
OdpowiedzUsuńte drzwi są, no piękne...
A gdzie można dostac taką lampę?
OdpowiedzUsuńTa akurat jest wynikiem kilkutygodniowego polowania i zaciętej licytacji na allegro :-)
Usuń