Mogłoby się wydawać, że mój prolog znalazł miejsce w środku pewnego cyklu, ale jest to wrażenie złudne.
Z definicji prologu wynika, że jest to"wstępna, wyodrębniona część utworu dramatycznego lub narracyjnego, zawierająca relację o faktach poprzedzających zawiązanie akcji; prologiem nazywa się też autorski komentarz poprzedzający utwór."
Dlaczego wypisuję tu takie bzdury? Czuję, że muszę taki prolog popełnić, ponieważ po pierwsze, moja rzeczywistość nosi ostatnio znamiona "utworu dramatycznego", a po wtóre wiem, że nowa akcja wkrótce się zawiąże.
Chciałabym być mniej enigmatyczna, a nie do końca mogę.
Zdjęcia gabinetu już dawno czekają przygotowane na kontynuację cyklu, chciałabym każdej z rzeczy tam umieszczonych poświęcić należyty czas antenowy i opisać entuzjazm, jaki we mnie wywołały.
Tymczasem za każdym razem kiedy przymierzam się do wpisu, dosięga mnie smutek, ściska mnie w brzuchu, a w gardle rośnie klucha i mam wrażenie, że dopóki jej nie wypluję, już nic nie będę mogła tu napisać.
Moją kluchą jest fakt, że za jakiś czas będę musiała pożegnać się z Jainty 8.
Nigdy tego nie planowałam, nigdy o tym nie marzyłam, nigdy nie miałam planu "b", bo miałam dom i zaczęłam w jego desce barlineckiej zapuszczać korzonki.
Jednak, jak ostatnio od kogoś usłyszałam, nie zawsze jest rosół na obiad...
To pierwsze i ostatnie smęty tutaj. Mam nadzieję, że wyplenią "writer's block".
A ja z Mietkiem i resztą ferajny staram się wyglądać nowej, świetlanej przyszłości.
Do przeczytania wkrótce.
EM
Chciałabym być mniej enigmatyczna, a nie do końca mogę.
Zdjęcia gabinetu już dawno czekają przygotowane na kontynuację cyklu, chciałabym każdej z rzeczy tam umieszczonych poświęcić należyty czas antenowy i opisać entuzjazm, jaki we mnie wywołały.
Tymczasem za każdym razem kiedy przymierzam się do wpisu, dosięga mnie smutek, ściska mnie w brzuchu, a w gardle rośnie klucha i mam wrażenie, że dopóki jej nie wypluję, już nic nie będę mogła tu napisać.
Moją kluchą jest fakt, że za jakiś czas będę musiała pożegnać się z Jainty 8.
Nigdy tego nie planowałam, nigdy o tym nie marzyłam, nigdy nie miałam planu "b", bo miałam dom i zaczęłam w jego desce barlineckiej zapuszczać korzonki.
Jednak, jak ostatnio od kogoś usłyszałam, nie zawsze jest rosół na obiad...
To pierwsze i ostatnie smęty tutaj. Mam nadzieję, że wyplenią "writer's block".
A ja z Mietkiem i resztą ferajny staram się wyglądać nowej, świetlanej przyszłości.
Do przeczytania wkrótce.
EM
Nie podoba mi się to. Wcale. Trzymam kciuki za wszystko, za co trzeba trzymać.
OdpowiedzUsuńTrzymaj, trzymaj. Może będzie z tego co dobrego, jak już smutek mię opuści.
UsuńBezdomność mi na razie nie grozi, bez względu na to jak rozpaczliwie zabrzmiałam :-)